Najpierw jedziemy na dobrze już nam znaną wyspę Paradise Island, aby tym razem zobaczyć kolorową i malownicza Marina Village… jest to co prawda, sztucznie wybudowana wioska, z butikami i restauracyjkami, jednak miejsce sympatyczne, klimatyczne i bardzo kolorowe przez co i bardzo fotogeniczne
Następnie ruszamy naszym wypożyczonym autem na wschodnią część wyspy, słońce przebija się przez chmury… zapowiada się ładny ciepły dzień…
Wschodnia część wyspy jest dużo biedniejsza niż zachodnia, którą już widzieliśmy, gdzie znajdują się kurorty turystyczne, i piękne plaże…
Po tej stronie wyspy, plaże są raczej zaniedbane, drogi dziurawe a budynki mieszkalne po prostu proste i często biedne. Sklepy też przypominają bardziej Azję, niż bogate Bahamas, to samo, jeśli chodzi o przydrożną karczmę… niczym nie przypomina klimatów karaibskich, nawet w radio, muzyka leci jakaś smętna.
Gdzieś po drodze, w jakiejś wiosce, łapiemy gumę, ledwo zabieram się za wymianę koła, podjeżdża lokalny murzyn i proponuje pomoc. Odpowiadam, że dam sobie rade, jednak on wyciąga z półciężarówki solidny podnośnik i pomaga mi zmienić koło… kiedy po wymianie chcę mu dać 10 USD z podziękowaniem, on mówi że pomógł z grzeczności a nie dla pieniędzy… życzy nam miłego pobytu na Bahamach i nie było mowy o wzięciu jakich kol wiek pieniędzy, na Bahamach mieszkają bardzo mili ludzie, wszyscy się ciągle do nas uśmiechają i pozdrawiają, fakt z wymianą koła, tylko nas utwierdził w tym że lokalni mieszkańcy są bardzo życzliwi.
Po drodze zatrzymujemy się na lokalnej stacji benzynowej, aby umyć ręce… w tej części wyspy toalety publiczne też wołają o pomstę do nieba… gorsze były tylko w Indiach. Bieda jest widoczna w wielu miejscach.
Poruszanie się po wyspie, nie jest łatwe, ponieważ nie ma nigdzie drogowskazów, każda droga wygląda podobnie, jedyny punkt odniesienia to nazwy niektórych ulic, które mają tą samą nazwę na całej długości czy szerokości wyspy. Szukając plaży Bonefish, trafiamy do miejsca gdzie stoi tablica informacyjna, na której jest informacja, że jest to strefa kryminalna i przebywanie tutaj jest niebezpieczne. Jednak nawet w takim miejscu nikt na nas nie trąbił, czy nas nie zaczepiał
Na koniec dnia, jedziemy po raz kolejny do Atlantis aby pospacerować po plaży i po resorcie, oraz aby popatrzeć na zachód słońca, schodzi nam znów do późnego zmroku...
Gdy wracamy do Nassau około 19, jesteśmy zaskoczeni, bo ze względu na to, że dzisiaj jest niedziela, wszystkie restauracje i restauracyjki, nawet hotelowe, oraz spora część Pubów i barów jest zamknięta.
Przychodzi nam z pomocą niezawodny McDonalds … dobrze, że chociaż jego nie zamykają w niedziele.
Wieczór spędzamy przy Whisky, planując już kolejna wyprawę na lato… a miejsce jest nie byle jakie.