nasz kierowca zawozi nas do Tunisu pod BAB EL-BAHR (Brama Francji), za nią zaczyna się Medina (Bazar), klimat Mediny jest niepowtarzalny, suki ze wszystkim czym tylko można handlować, przekrzykujący się sklepikarze...
docieramy do centrum Mediny i nagle przyczepia się samozwańczy przewodnik który za kilka Euro chce Nam pokazać prawdziwą Medinę, na dzień dobry prubuje Nas zaciągnąć do sklepu z dywanami... kategorycznie mówimy Nie, to samo ze sklepem z perfumami... też mówimy Nie... ale Nasz "przewodnik" się solidnie poprawia i zaprowadza nas w wiele miejsc do których sami byśmy napewno nie trafili, pokazuje z którego miejsca wychodzą najładniejsze zdjęcia... ostatecznie byliśmy naprawdę zadowoleni... siedzieliśmy nawet na łożu Sułtana, które jest pozłacane a obecnie stoi na poddaszu jednego z Suków... czy należało kiedyś do Sułtana, trudno powiedzieć, ale warto było pochodzić przez 2 godz. z Naszym samozwańczym przewodnikiem...
opuszczając Medine puszczamy się na miasto w poszukiwaniu Mini DVD do naszej kamery, wszędzie kiwają głową iż nic takiego nie znajdziemy, ale wkońcu znajdujemy sklep komputerowy gdzie maja, kupujemy na zapas...
podczas zakupów jakiś Libijczyk którego zapytujemy o poszukiwane Mini DVD zaprasza nas do kawiarni na kawę Arabską nie pozwala Nam za nią zapłacić i absolutnie nic nie chce w zamian, inny Tunezyjczyk w garniturze zwraca uwagę jakiemuś małolatowi, który prosi o jałumużne, całkowicie zmieniamy nastawienie do Tunezyjczyków... mili, dobrze wychowani, jak bardzo się różnią od tych spotykanych na ulicach Paryża czy Rzymu Tunezyjczyków...
Zwiedzamy miasto i razem z mieszkańcami Tunisu tramwajem jedziemy na miejsce spotkania z Naszym kierowcą...
no to teraz już do Hotelu, kolacja spanko i jutro o 4.00 wyruszamy na kolejną wycieczkę... dzisiejszy dzień należał napewno do udanych...