Koniec Roku 2010 był fatalny pod względem finansowym i nic nawet nie zapowiadało że będzie lepiej... wiec wyjazd tradycyjnie w lutym do ciepłych krajów wydawał się pozostać tylko w sferze marzeń
Jednak życie lubi płatać figle... w ciągu 1 chwili z problemów finansowych zrobiły się problemy ze zbyt dużą ilością pracy... a mianowicie Beatyfikacja Jana Pawła II... pracy okazało się że nagle mamy tyle że skończyły się w kilka dni problemy finansowe a zaczęła wytężona praca... i bardzo dobrze bo nie cierpię nic nie robić...
Hotele na Beatyfikacje JP II po-rezerwowane i sądziliśmy że pracy ze sprzedażą miejsc będzie tyle że do maja nigdzie się nie ruszymy, a tutaj niespodzianka... sprzedaliśmy wszystko co mieliśmy dostępne w zaledwie kilka dni... tematy pozamykane i wyszło że możemy sobie pozwolić na 3 tygodniowe doładowanie Akumulatorów, przed jeszcze bardziej wytężoną pracą w marcu, kwietniu i maju... decyzja może być tylko jedna... lecimy do Azji i ostatecznie na 4 tygodnie
Od razu zdecydowaliśmy się na Birmę, i Wietnam, jednak po weryfikacji planów stwierdziliśmy że na powrocie zahaczymy na kilka dni o Indie... ostatecznie z 7 dni zrobiło się 10 dni... ale to już żadna niespodzianka
10 dni Aklimatyzacji w Indiach, a to z tego powodu ze moje kochanie "ANIA" trochę jest przerażona Indyjskim brudem i chaosem... chociaż już nie jedno widzieliśmy... a po pierwszym szoku już łatwiej jej będzie w przyszłym roku przeżyć cały miesiąc w Indiach i Nepalu ... :-)
Dużą zasługą że zdecydowaliśmy się na Indie nawet na krótko, jest wizyta Danusi i Tomka Gryków u Nas w Rzymie i ich opowieści, oraz namowy Geminusa z którym spotkamy się w Delhi 3.marca