Rano bez przeszkód, za 300 Rupii, prywatnym samochodem docieramy na lotnisko, odprawa przebiega bardzo sprawnie, bo główny bagaż zostawiliśmy w Hotelu w Delhi, i lecimy tylko z jedną małą torbą oraz nieodzownym podręcznym plecaczkiem gdzie zawsze mamy wartościowsze rzeczy, czyli Aparat, przewodnik, i to co wolimy mieć na oku. Po odprawie na lotnisku jednak czeka na nas niezbyt miła niespodzianka, nie ma nawet jednego kantora, a my mamy tylko dewizy, natomiast już prawie wcale Indyjskich Rupii, ledwo udało nam się uzbierać na jedno Menu w Mc Donalds, nawet w indyjskich jadalniach na lotnisku nie było nas na nic stać, a dywiz nie chcą przyjmować… jesteśmy głodni jak diabli… może chociaż w Air India podadzą coś do jedzenia…
Lot z Air India, bardzo przyjemny, samolot czysty, obsługa bardzo miła, jesteśmy mile zaskoczeni, , niestety w samolocie podali tylko wodę (butelkowaną) i ciasteczka, jedzenie czy picie można było kupić, ale tutaj też można płacić tylko Rupiami… więc dalej jesteśmy GŁODNI !!!
Na lotnisku w Varanasi, bierzemy TAXI Pre-Paid, na szczęście możemy zapłacić na miejscu, oczywiście po drodze zatrzymujemy się pod Kantorem, i… HURA mamy Rupie, więc żyjemy… nawet głód trochę od razu odpuścił, wiedząc że już mamy czym zapłacić. Do naszego hotelu Puja, przy Manikarnika Ghat nie da się dojechać Taxi, czy nawet rikszą rowerową, ponieważ znajduje się on w wąziutkich uliczkach nieopodal Ghatów, z ochotą więc skorzystaliśmy z młodzieńca który chce nas tam zaprowadzić, oczywiści kilka rupii należy mu dać, ale to dobrze wydane 50 Rupii.
Hotel rzeczywiście jest dość przyjemny, pokój mamy na 4 piętrze z balkonem, z którego można podziwiać panoramę Ghangesu, na dodatek na dachu hotelowym, jest restauracyjka gdzie serwują bardzo dobre jedzenie po bardzo rozsądnych cenach, stoliki są ustawione na tarasie, z którego rozpościera się niesamowity widok na Ghaty, wybudowane wzdłuż świętej rzeki Ganges… szybka decyzja, jemy Choumin, popijając piwem i Coca Colą po czym szybko wyruszamy na zwiedzanie bo szkoda czasu na lenistwo… Varanasi na nas czeka otworem, więc ruszamy…
Z hotelu do Ghatów jest zaledwie kilka uliczek, łatwo trafić bo są strzałki prowadzące do Gangesu, po 5 minutach jesteśmy nad Gangesem, wprost nie mogę uwierzyć że nie oglądam tego w TV, tylko naprawdę tutaj jestem… najpierw idziemy do Manikarnika Ghat, gdzie przez cały rok, w dzień i w nocy odbywają się rytualne kremacje, to jedno z najświętszych miejsc hinduizmu… wszędzie widać stosy kremacyjne, niektóre są dopiero przygotowane, inne już płoną spokojnym płomieniem, dookoła stosów w ciszy stoją bliscy, rodzina oraz gapie… Miejsce to jest niemal metafizyczne, atmosfera zadumy i skupienia jest niemal namacalna, dopiero tutaj można zrozumieć dlaczego marzeniem każdego hindusa jest to, aby jego ciało zostało właśnie tutaj spalone. Wiele starych osób przyjeżdża tutaj i dosłownie czeka na śmierć, mając nadzieję, że ich ciało zabierze ze sobą święta rzeka Ganges, tak jak to się dzieje od tysięcy lat.
Chciałoby się tutaj zostać do rana, ale czasu mamy niewiele, wiec idziemy dalej na spacer wzdłuż Gangesu…
Po drodze mijamy piękne Pałace, budowane wzdłuż rzeki, przez Maharadżów, władców i innych możnych tego świata, nie koniecznie pochodzących z Indii, nad rzeką życie płynie swoim rytmem, schody (Ghaty) na całej długości rzek, schodzą w dół od budowli powyżej, aż do samej świętej rzeki Ganges, zatapiając się bardzo głęboko w jej świętych wodach. Wzdłuż Gangesu, święci mężowie Sadu modlą się, bezpańskie psy szukają w śmieciach coś do jedzenia, krowy dumnie spacerują, tak jak to przystało na „Świetą Krowę”, a sternicy zapraszają do swoich ludek na wieczorny rejs. My odmawiamy, ponieważ chcemy rejs po rzece zafundować sobie jutro o wschodzie słońca, ponieważ słońce wschodzi z drugiej strony Gangesu, oświetlając Ghaty…
Powoli docieramy do Man Mandir Ghat, gdzie codziennie o godz 19.00 odbywa się uroczysta ceremonia PUJA - hinduskie nabożeństwo, ku czci Bogini Gangi, czyli rzeki Ganges, która sama w sobie jest uważana za Boginię, uroczystość jest bardzo podniosła i przepiękna, młodzi kapłani czczą rzekę wszystkimi darami ziemi, czyli ogień, ziemia, woda i wiatr w postaci dymu. Jeden z nich wyglądający kropka w kropkę jak Chrystus z portretów dodatkowo śpiewa, trzeba przyznać, że ładnie. Cała ceremonia trwa około godziny i ma w sobie coś mistycznego. Siedzimy na schodach Ghatu i obserwujemy ceremonię, coś w tym jest bo nie chciało się odchodzić.
Rzeka uważana jest za świętą i muszę przyznać że coś w tym jest, ponieważ od tysięcy lat do rzeki wrzucane są tysiące skremowanych ciał, ale nie tylko, ponieważ nie wszystkich jest stać na wystarczającą ilość drewna i bardzo często ciało zamiast spalone na popiół, jest zaledwie tylko opalone i w takim stanie wrzucane do rzeki, kobiety w ciąży nie mogą być spalone ponieważ w ich łonie jest nienarodzone dziecko, takie ciało jest obciążane i wrzucane do wody na środku rzeki, dziwne ale rzeka zupełnie nie śmierdzi, nie pieni się brudną pianą… bez wątpliwości to jest święta rzeka
Wieczorem pyszna kolacyjka na dachu PUJA Guesthouse przy dźwiękach lokalnej muzyczki i grzecznie idziemy spać, bo jutro wczesna pobudka o 5.00 rano