Zanosimy do hotelu, kupione pod Piramidami pamiątki i szybko wyruszamy na zwiedzanie miasta.
Oczywiście zaczynamy od spacerku w stronę katedry, główną arterią (deptakiem), przy którym jest masę sklepów, kafjek oraz studentów poprzebieranych na różne postacie, jak np. Edward Nożycoręki, Batman czy Avatar, jednak kostiumy i charakteryzacja są dopracowane do perfekcji, odnosimy wrażenie, że Meksykanie z niczym nie idą na skróty, jak już coś robią to przykładają się do tego z całego serca.
Pod katedrą jest już ubrana choinka Bożonarodzeniowa a przed nią ogromne lodowisko i przygotowywany kiermasz, niestety jeszcze wszystko ogrodzone, my jednak przechodzimy za barierkę na pewniaka i okazuje się, że był to dobry pomysł bo prawie nikt nie zwraca na nas uwagi a za to mamy Super Fotki.
Choinka, lodowisko, słońce i temperatura jak latem… bezcenne
Mimo już późnej pory sklepy są otwarte, wiec wybieramy się na drobne zakupy, jakieś prezenty dla Ewy i Fabrizio, Ania kupiła sobie piękną sukienkę firmową (w sklepie Firmowym) za 750 Peso, ceny są nieporównywalnie niższe niż u Nas.
Rozglądamy się także za dodatkową walizką, ponieważ po zakupie dzisiejszych pamiątek nie ma najmniejszej szansy abyśmy się zmieścili do naszych podręcznych walizeczek które zabraliśmy ze sobą na wyjazd do Mexico, zawsze mamy ten sam problem, na powrocie dokupujemy walizkę czy torbę bo nie mieścimy się, tak z bagażem jak i z kilogramami… chyba nigdy się to nie zmieni :-)
Do hotelu docieramy około północy, nikt na nas nie napadł, nawet nie zaczepiał czy krzywo się na nas nie patrzył… ciekawe skąd się wzięła tak zła sława Mexico City… my tego nie widzimy i nie odczuwamy… pewnie jakbyśmy się wybrali w podejrzane miejsca to mogłoby być inaczej, ale w końcu na podejrzanej dzielnicy np. w Warszawie czy Paryżu też mogą nas spotkać przykre niespodzianki.