Do Uluwatu dojeżdżamy po godzinie, wstęp na teren świątyni (50.000 Rupi)
Sama świątynia jest wybudowana na wysokim klifie i nie sprawia jakiegoś powalającego wrażenia, jednak strome klify są dość imponujące, chociaż mamy jeszcze w pamięci Klify w Cabo da Roca w Portugalii, gdzie byliśmy 2 miesiące temu i te klify tutaj są nieco niższe chociaż egzotyki dodaje im bardziej błękitna woda Oceanu Indyjskiego oraz stado małp grasujących dookoła.
Pstrykamy kila fotek i idziemy szybko na pokaz Kecak Dance, który ponoć w Uluwatu jest najciekawszy.
Taniec Kecak Dance może jest ciekawy, ale nastrój przedstawienia psuje kilkaset turystów dookoła, ciężko jest pstryknąć foto, aby nie mieć publiczności w tle, ciężko posłuchać melodii bo ciągle ktoś wchodzi, wychodzi, kręci się.
Przedstawienie czy bardziej się rozkręca tym bardziej staje się komercyjnym... i mniej ciekawym, a szczytem wszystkiego było jak jakiegoś angola z publiczności wzięli aby tańczył na scenie... KATASTROFA i ŻENADA
Taniec powinien być wykonywany w transie tak jak to ma miejsce na filmie Baraka, tutaj jednak wszystko jest robione pod publikę, co niektórzy z wykonawców widać że robią to od niechcenia, może gdybym nie widział filmu to moje odczucia byłyby inne, a tak spodziewałem się czegoś bardziej klimatycznego a wyszła klapa... ciekawe czy jeszcze gdzieś na bali można spotkać miejsce gdzie można zobaczyć nie komercyjny prawdziwy Kecak Dance