Od rana ruszamy w miasto na zwiedzanie.
Bardzo lubię Azję, Afrykę pod względem parkowania auta, ponieważ tutaj nie obowiązują przepisy jak w Europie czy Ameryce, że parkować nie wolno prawie nigdzie. w Maroko jeśli jest miejsce i nie ma zakazu to się parkuje, bez względu na to czy to przy ulicy, pod sklepem czy u kogoś prawie na podwórku, zresztą wszędzie są samozwańczy "pilnowacze" którzy niby to na poważnie a niby na niby pilnują, jednak zawsze wskażą miejsce gdzie można bez problemu postawić Auto, oczywiście oczekują za to małej rekompensaty ale 5-10 dirhamów zupełnie ich satysfakcjonuje więc jest to dobry układ...
Zwiedzamy stare miasto, czyli najpierw Pałace Saadytów, ciekawy Bahia Palace oraz słynny plac Dzamaa al-Fina gdzie mnóstwo zaklinaczy węży, sztukmistrzów, sklepików oraz restauracyjek i garkuchni z rewelacyjnym jedzonkiem.
Przechadzając się po Medynie natrafiamy na zdjęcie pięknej miejscowości z górskim pejzażem, okazuje się że jest to górska wioska Imlil. Tak nas to zdjęcie zauroczyło że postanowiliśmy trochę zmienić plany i koniecznie tam pojechać... mając Auto do dyspozycji nie ma z tym wielkiego problemu.
Zwiedzamy jeszcze Meczet, trochę wałęsamy się po mieście i późnym popołudniem wracamy do auta aby ruszyć dalej.
Otwieram auto, wkładam kluczyk do stacyjki, a tutaj auto KAPUT, silnik nie chce odpalić, na szczęście jesteśmy jeszcze w Marrakeszu, wiec dzwonie do wypożyczalni mówiąc że jest problem, po 40 minutach przyjeżdża gostek z wypożyczalni innym autem, okazuje się że padła bateria, dziwne bo radio było wyłączone a światła zgaszone. Po chwili "nasze" auto odpala z pomocą akumulatora z drugiego auta, jednak my dostajemy "nowe" auto aby nie było już problemów.
W sumie ta awaria wyszła na dobre, ponieważ wcześniej zastanawialiśmy się czy jechać do Essauira czy do Imlil ?
- Zrobiło się już późno więc musi zostać Imlil, które dzisiaj wypatrzyliśmy na straganie na jakimś zdjęciu.