na lotnisko dojeżdżamy grubo przed czasem, okazuje się że LUFTHANSA ma jakieś głupie przepisy że można mieć po jednej torbie ważącej max 20 kg na osobę, natomiast jeśli torba przekracza swoją wagę to nie ma dopłaty za dodatkowe kilogramy tylko trzeba nadbagaż przepakować do dodatkowej torby, dostajemy niby jakąś torbę ale w LUFTHANSIE się nie płaci za dodatkowe kilogramy, tylko za dodatkową torbę czy ona waży 2 kg czy dopuszczalne 20 kg opłata jest jedna 150 USD, płacimy w ten sposób 150 USD za nasze dodatkowe 5 kg (czyli po ok 1,5 kg na osobę) i sobie obiecujemy że ostatni raz lecimy z LUFTHANSĄ, a miałem ich za porządne linie...
żegnamy się z Agatą i idziemy na odprawę... tradycyjnie zdejmowanie butów, pasków, itp... lotnisko jest małe, strefy wolnocłowej prawie nie ma, kilka sklepików, 1 kawiarnia, 1 mała restauracyjka i to wszystko, dobrze że samolot ma tylko 1 godz opóźnienia a nie więcej, bo jakby nam przyszło tutaj siedzieć kilka godzin to można by oszaleć... samolot już jest podstawiony więc jesteśmy trochę spokojniejsi...
ostatecznie wylatujemy z 1,5 godz poślizgiem, na powrocie efekt jest bardzo ciekawy bo startujemy o godz 18, po godzinie lotu jest już środek nocy, a noc trwa tylko 3 godz i znów zaczyna się dzień... wolę lecieć w drugą stronę bo dzień trwał bardzo długo...
samolot żadna rewelacja, w multimediach mały wybór filmów, Ania Multimedia ma popsute, jedzenie takie sobie, żadna rewelacja... zdecydowanie są to najgorsze linie jakimi lecieliśmy do tej pory... zdecydowanie preferujemy EMIRATES, ale oni nie latają z Europy do Ameryki... jednak lecąc do Toronto, Air Canada była zdecydowanie lepszą linią...