Oczywiście nie było możliwości aby Wszystko poszło zgodnie z Planem... zawsze musi się coś wydarzyć... zresztą gdyby nie takie niespodzianki to po co w ogóle chcieć przeżyć kolejną przygodę...
Ale od początku...
Wtorek 08.02.2011
Idę do Ambasady Indii po odbiór wiz, a tutaj pan w okienku oświadcza że kolega się pomylił i wizy będziemy mieli na poniedziałek na 17.00, zaraz zaraz..., ale my w poniedziałek około 17,00 będziemy pewnie w połowie drogi do Dubaju, więc pan z okienka stoickim spokojem odpowiada ze jak przyniesiemy pojutrze (czwartek) kopie wykupionych biletów to MOŻE wizy będą na piątek...
Pan stoickim sposobem mnie odprawia z kwitkiem, a ja stoickim spokojem wychodzę z Ambasady i sobie przyrzekam że Panu pokaże że z Rodziną Jackowskich się nie zadziera... "jak mnie wyrzucą drzwiami to wlezę z powrotem przez okno"
Środa 09.02.2011
Dzień później wracamy do Ambasady Indii i idziemy do tego samego gościa z kopiami biletów, pan znów się upiera że wizy będą na poniedziałek, na to ja mu że muszę mieć na jutro, więc gościu oponuje że nie możliwe... no to co? Jak nie drzwiami to oknem...
Proszę o rozmowę z Konsulem... pan Konsul rozmawia z nami na schodach, bierze numerek zgłoszenia, i odpowiada abyśmy poczekali... po 5 minutach czekania wraca do nas sekretarka z Naszymi paszportami i wbitymi wizami wystawionymi 3 minuty wcześniej bo pieczątka była jeszcze świeża... z tego wszystkiego nawet nie zabrali od Nas kwitka że złożyliśmy paszporty do owizowania, nie dali niczego do podpisania że paszporty odebraliśmy, wszystko zostało załatwione na schodach gdzie nawet nie było żadnej kamery "pełna konspiracja", na dobrą sprawę moglibyśmy wrócić ponownie żądając zwrotu paszportów... Ja jednak nie omieszkałem wrócić do okienka i powiedzieć upartemu Panu urzędasowi że jednak chcieć to móc... kolejne zwycięstwo :-)
Po opuszczeniu Ambasady Indii, jedziemy szybko jeszcze do Ambasady Wietnamu zapytać o Wizę... do Ambasady wchodzimy 15 min przed zamknięciem, miła pani Wietnamka oświadcza że możemy dostać Wizy na Piątek... jednak po kilku komplementach że Wietnam to taki piękny kraj, że Ha Long Bay to jedno z naszych marzeń wizy mają być gotowe na jutro na 16.00, i tutaj kolejna wtopa bo mamy Bankomat a nie mamy gotówki, kolejne dwa UŚMIECHY od Ucha do Ucha i możemy zapłacić przy odbiorze...
Czwartek 10.02.2011
Idę do Banku aby wyciągnąć kasę na wizy i na zakup Dolarów na Birmę... i niespodzianka... Ania zabrała moją Kartę Bankomatu i zapomniała oddać, ale co...? Idę śmiało do okienka wypłacić 4000 Euro, i tutaj się kłania Nasz Włoski bałagan, Kasjer pyta o numer konta, daje do podpisania świstek i wypłaca kasę, nawet nie poprosił o dokument tożsamości... rozumiem że w systemie bankowym widnieje kopia elektroniczna mojego podpisu, ale w końcu nauczyć się podrabiać kogoś podpis to chyba nie taki wielki kłopot... ale i tak nie zamieniłbym NASZEJ KOCHANEJ BAŁAGANIARSKIEJ ITALII na żaden inny kraj...
W Ambasadzie Wietnamu, Wizy już gotowe... tym razem to ja zostawiłem w domu kwitek który dali wczoraj na odbiór paszportów, jednak po uśmiechu nr 5, bez żadnych kłopotów dają do podpisania potwierdzenie odbioru paszportów z Wizami i już komplet... nawet nadkomplet Wiz w paszportach mamy... dlaczego nad komplet?
Wyjazd do Wietnamu to miał być temat do rozważenia, ale skoro wizy Mamy to pewnie nie ma się nad czym zastanawiać... chociaż z nami nigdy nic nie wiadomo...
Sobota 12.02.2011
Przygotowania na całego... jednak ze stoickim spokojem... przecież lecimy dopiero za 36 godz... jeszcze kupę czasu... Wizy mamy, większą część biletów lotniczych też... brakuje biletu lot z Bangkoku do Delhi ale co tam... jest jeszcze trochę czasu do wylotu, ważne że mamy bilety z Delhi do Varanasi i z powrotem, oraz Bilety powrotne z Delhi do Rzymu... czyli do Indii musimy jakoś dolecieć, bilety przed wyjazdem zdążymy też jeszcze kupić... a co jak przygoda to przygoda
Pewnie niektórzy Geo-blogiewicze będą oburzeni jak można tak (NIE PLANOWAĆ) podróży, to nie profesjonalne... może i tak ale dzięki temu życie ciągle nas zaskakuje a marzenia mimo wszystko się spełniają...
Dziękujemy Danusi i Tomkowi G. dzięki którym lecimy, gdyby nie to że Oni wzięli na siebie część moich obowiązków związanych z Beatyfikacją JPII to pewnie siedzieli byśmy w domu...