Yangon – Bagan
Po calkiem smakowitym sniadaniu w hotelu, wyruszamy ostatecznie z godzinnym poslizgiem, po drodze zatrzymujemy sie na Bazarku po napoje, jestesmy jedynymi bialymi w tym miejscu, ludzie jedni drugim wskazuja nas palcami... robimy male zakupy na droge oraz kupujemy po puszce tutejszego piwa, ktore otwieramy ledwo ruszylismy w droge...
Pierwszy postoj Mamy na przedmiesciach Rangun (Yangon), znajduje sie tutaj cmentarz wojenny z czasow II wojny swiatowej, duzo zieleni, rowniutko przystrzyzona trawka i ogolnie ladne miejsce... oczywiscie mimo bardzo powaznego miejsca, My powaznie zachowac sie nie potrafimy... caly czas jest wesolo...
Po chwili wjezdzamy na Autostrade w kierunku Bagan, Autostrada wybudowana z plyt betonowych, wiec troche trzesie, ale jazda idzie szybko naprzod... ruch na autostradzie praktycznie zerowy... srednio przejezdza jeden samochod co kilka minut... ciekawe przezycie moc sobie zrobic zdjecie na srodku pasa najwazniejszej Autostrady kraju a na drodze w 1 i 2 strone brak jakiego kolwiek samochodu...
W poludnie zatrzymujemy sie na czyms w rodzaju Autogrila na obiadek, wybieramy dania na oko, jednak wszystko bardzo smaczne... za pozadny obiad dla 6 osob placimy 30,000 kipow... Nasz kierowca zostaje mile zaskoczony gdy placimy jego rachunek... ale jak moglo byc innaczej... dla nas to tylko kilka dolarow a dla niego spory wydatek...
Po obiadku jedziemy dalej, na autostradzie lapiemy gume, jednak szybko awaria usunieta i jedziemy dalej. Po drodze zatrzymujemy sie w w Moudain, nazywanym "lilte Bagan"... swiatynie i stupy bardzo nam sie podobaja, ludzie bardzo mili, szczeze sie usmiechaja i nas pozdrawiaja... Birma naprawde jest bardzo milym krajem do odwiedzin... do hotelu w Bagan docieramy juz po zmroku... Hotel bardzo przyjemny, spimy w czyms na styl Bungalowow, jednak pokoiki czyste, jest goraca woda, wiec nic innego do szczescia nam nie potrzeba...