Ladujemy na lotnisku w Yangon zgodnie z planem, z lotniska jedziemy do tego samego Hotelu co w 1 dzien... w hotelu zostawiamy bagaze, bierzemy szybki prysznic i jedziemy na zwiedzanie stolicy... Michel przyjezdza po nas o 13.00...
Zwiedzanie zaczynamy od swiatyni lezacego Buddy, nastepnie jedziemy do parku miejskiego gdzie znajduje sie piekny palac krolewski w ksztalcie lodzi, park badzo czysty i zadbany, spacerujace tutaj osoby to z pewnoscia klasa wyzsza... widac to po ubraniach i zachowaniu dzieci, zreszta nie ma sie temu co dziwic, bo wstep do parku jest platny 1000 kipow... Kamil pyta Michela o krokodyle w jeziorze, okazuje sie ze mozemy odwiedzic Farme krokodyli pod Yangon, decyzja jest oczywista... JEDZIEMY
FARMA KROKODYLI, byla to trafna decyzjaa gdyz to nie jest absolutnie miejsce turystyczne, na Farmie w 2 zbiornikach wodnych jest chodowanych ponad 200 krokodyli, mamy mozliwosc ich karmienia rybami, super zabawa... nastekmie idziemy w miejsce gdzie sa zagrody z mniejszymi krokodylami, najpierw Birmanski chodowca krokodyli wchodzi do boksu aby Nam pokazac jak krokodyle sie zzachowoja kiedy sa rozdrzaznione, Ania jako pierwsza stwierdza, JA TEZ TAK CHCE... nasz kierowca Michel jest przerazony, ale chodowca sie zgadza i Ania zaczyna zaczepiac krokodyla kijem bambusowym, nastepny jest Kamil... idziemy dalej, chodowca pkazuje nam sporawego bardzo dzikiego Krokodyla... pytam czy moge wejsc do boksu, Michel mowi ze nie wolno, ale chodowca sie zgadza wiec wchodze do klatki... moj krokodyl jest zdecydowanie agresywny... wiec zabawa jest przednia, szczegulnie jak go draznie kijem a krokodyl stara sie rzucac na mnie z zebami... okazuje sie ze rozdraznione krokodyle warcza tak samo groznie jak zozdraznione psy... na koniec kupujemy na pamiatke 3 krokodyle zeby i jedziemy dalej na zwiedzanie...
W drodze do centrun zajezdzamy do Centrum Handlowego, sklep jakich wiele w Europie, ale tutaj to jedyne Centrum Handlowe w stolicy, juz w sklepie siadamy do stolika i zamawiamy do jedzenia kawalki pizzy, zapiekanek, kawe... po tygodniu jedzenia azjatyckiego jedzenia to niezla wyzerka... ekspedientki z calego sklepu przychodza nas ogladac, czujemy sie jak gwiazdy filmowe... i mamy z tego sporo smiechu i zabawy...
Kolejny punkt programu to centrum stolicy ktore niczym nie przypomina wielkich miast, wszedzie brudno i tony smieci, jednak kilka budynkow z czasow kolonialnych robiy na nas spore wrazenie, w czasach swietnosci budynki te musialy wygladac Pieknie... tradycyjnie mowimy ze idziemy na 20 minut na zwiedzanie, jednak spacerkiem docieramy az do portu, zaczyna sie sciemniac, a w porcie widzimy riksze rowerowe, jeszcze takim transportem tutaj nie jechalismy wiec decyzja jest jedyna z mozliwych... JEDZIEMY za 1000 Kipow od rikszy na 2 osoby...
Michel jest zdziwiony kiedy po 1,5 godzinie podjezdzamy pod nazszego busa rikszami rowerowymi, w drodze do Hotelu zatrzymujemy sie pod ostatnia juz dzisiaj stupa... jutro pobudka i wyjazd wczesnie rano czyli o 6.00