Wczoraj tradycyjnie wieczorem było odkażanie, więc spać poszliśmy grubo po północy, dzisiaj rano ciężko było wstać ale ponieważ śniadanie dostajemy na wynos więc opóźnienie mamy w normie, tylko 30 min... spanie planujemy nadrobić w naszym busiku, jednak z planów nic nie wyszło ponieważ jedziemy przez wioski i miasteczka i życie ulicy jest ciekawsze niż nadrabianie nieprzespanej nocy...
Po drodze zatrzymujemy się w jakimś miasteczku aby kupić Kawę i papierosy, a ponieważ tuż obok jest lokalny bazar więc oczywiście musimy to zobaczyć, mieszkańcy tego miasteczka prawdopodobnie bardzo rzadko widzą białych ludzi gdyż WSZYSCY przyglądają nam się z ciekawością, My robimy dokładnie to samo gdyż ten bazarek jest jeszcze bardziej interesujący niż ten który widzieliśmy kilka dni temu... po bazarku chodzimy w trojkę, czyli Ania, Ja i Aśka... Kamil z naszym kierowcą Michelem poszli na poszukiwanie zimnej Kawy w puszkach... gdy po około 40 minutach docieramy z powrotem do Naszego busa okazuje się że syn Michela z Kamilem poszli Nas szukać, ciekawe jak Oni chcą nas znaleźć... gdy wraca Kamil, jest rozbawiony na maksa, okazuje się że syn Michela na bazarze tylko pytał którędy szli Biali ludzie i w sumie na koniec przeszli dokładnie tą samą drogą co My... Wiemy już jak to się dzieje że kierowca Michel jest w stanie Nas zawsze szybko znaleźć kiedy gdzieś znikamy na więcej czasu...
Ruszamy dalej jednak po zaledwie 10 minutach widzimy iż w jednej z mijanych wiosek odbywa się jakaś uroczystość, Michael tłumaczy nam że jest to ceremonia przekazania dzieci do klasztoru buddyjskiego na naukę u Mnichów... MICHAEL STOOOOP PLEASE...
Znów znikamy oglądać życie Birmy, mieszkańcy wioski są szczęśliwi że Biali zawitali na tak ważną dla nich uroczystość... dzieci w wieku od około 2 latek są poubierane w piękne złote stroje, wiezieni są na równie pięknie przystrojonych wozach, koniach, krowach, cała wioska widać że żyje tą uroczystością, wszyscy w pięknych kolorowych odświętnych strojach, czuć atmosferę radości, procesja idzie od domostwa do domostwa, zostajemy na „Migi” zaproszeni aby towarzyszyć im w tym wydarzeniu, na koniec cała wioska specjalnie dla nas tworzy korowód na głównej drodze, każde dziecko na rożnego rodzaju środku transportu wraz z towarzyszającymi osobami zatrzymuje się przed nami i proszą aby zrobić im zdjęcie, ludzie Ci nigdy nie zobaczą Tych zdjęć a jednak są szczęśliwi że ktoś uwieczni tą uroczystość, jesteśmy mile zaskoczeni taką gościnnością... po ponad godzinie Michael znów Nas znajduje... szkoda ale musimy jechać dalej...
Do Golden Rock, pierwszego oficjalnego dzisiaj punktu programu docieramy zaraz po przerwie na obiad w lokalnej knajpce... jedzonko bardzo dobre jak do tej pory chyba najsmaczniejsze, biorę kurczaka z chili, jednak ostrość jest średnia więc proszę o jeszcze trochę chili, po chwili przynoszą mi świeże zielone chili pokrojone w drobniutką kosteczkę, jakie jest zdziwienie kelnera gdy zobaczył że całą zawartość chili z talerzyka wsypałem do mojej potrawy, nawet kucharz przyszedł zobaczyć czy ja to zjem... było bardzo dobre i bardzo pikantne... pycha
Aby dostać się do Golden Rock, musimy przesiąść się z Naszego wygodnego busika, na pakę ciężarówki wywrotki gdzie zamontowane są w poprzek Belki które służą za ławki, gdy ciężarówka jest już pełna ruszamy w drogę (1.500 Kipów od osoby) przejażdżka godzinę czasu, porównywalna z niezłą Kolejką Górską w Lunaparku, sama przejażdżka to już nie lada frajda, kierowca jedzie jak szalony często na skraju przepaści... normy bezpieczeństwa w tym kraju nie istnieją... nie chcesz spaść to się dobrze trzymaj, cała filozofia...
Ciężarówką docieramy do małej wioseczki skąd, czeka nas dwu godzinna wspinaczka pod „Złotą Skałę”, jesteśmy z lekka wykończeni kiedy docieramy na górę, jednak sama wspinaczka warta wysiłku, ponieważ częściowo przechodzi się przez małą osadę gdzie po raz kolejny możemy zobaczyć jak żyją tutaj ludzie w górskich obszarach... bieda jak wszędzie jednak ludzie życzliwi i uśmiechnięci...
Za wstęp do Złotej Skały musimy zapłacić po 6 USD + 2 USD za Aparat Fotograficzny. Sama Złota Skała dość ciekawa ale cena wstępu nie adekwatna do tego co można zobaczyć... ale nie oszukujmy się w Birmie 6 USD to może spora sumka, jednak w gruncie rzeczy przecież w Europie każdy prawie wstęp do jednego obiektu jest porównywalny lub droższy, a są to ceny dla turystów którzy zarabiają w dewizach, Birmańczycy mają wstęp bezpłatny... poza tym jesteśmy tutaj po to że chcemy coś zobaczyć, dziewczyny się natomiast wkurzają że zapłaciły po 6 USD a nie mogą podejść pod samą Złotą Skałę, jest to przywilej zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn... na znak protestu Ania i Asia robią sobie zdjęcia z oddali pokazując na „Złotą Skałę” ptaszka...
Na górze spędzamy godzinkę po czym schodzimy pieszo do placu skąd odjeżdżają ciężarówki osobowe do miejsca gdzie stoi Nasz Bus... jesteśmy nieco wkurzeni na to że na samą górę pod skałę ciężarówką mogą wjechać tylko Birmańczycy, natomiast turyści mogą sobie wynająć lektykę za 20 USD... nie chodzi tutaj o te 20 USD, ale o to że jest to 1 miejsce w Birmie, które spotkaliśmy, gdzie „Biały Człowiek” jest traktowany jak chodzący Bankomat... pewnie w niedługim czasie cała Birma zmieni się nie do poznania, tak samo jak się to stało w Kambodży, gdzie rządzi Dolar... tam za wszystko Biały Człowiek płaci 4-5 krotnie więcej...
Przejażdżka ciężarówko-wywrotko-busem jest równie ekscytująca w dół jak i w górę, złość trochę nam przechodzi jak się dowiadujemy że inne 2 turystki czekały na pace ciężarówki ponad 2,5 godziny, na to aż uzbiera się komplet pasażerów jadących w dół, słysząc co chwilę że zaraz pojedzie, My na szczęście czekaliśmy na odjazd około 15 minut... wiec gdybyśmy zeszli wcześniej to i tak w kierunku Bago nie wyruszyli byśmy zaraz po zejściu... życie w Azji toczy się innym rytmem i trzeba do tego przywyknąć...