Do Bago docieramy juz po zmroku, pierwsza w programie jest Zlota Stupa, na wejsciu tadycyjnie kaza nam zdjac buty, nie chcemy zdjac skarpetek bo jest tu bardzo brudno w porownaniu z innymi swiatyniami w Birmie... na wejsciu do swiatyni na schodach lezy zdechly pies, co nas juz od razu zniecheca, pod stupa przyczepia sie do nas straznik ze mamy zdjac skarpetki, nie bylo by z tym problemu gdyby nie ten zdechly pies, oraz gdyby straznik byl bardziej uprzejmy, Ania chyba juz ma dosyc na dzisiaj bo prawie wybucha ze jest tu syf i nie zamierza zdjac skarpetek, zreszta My tez nie protestujemy i wychodzimy ze swiatyni, ktorej juz odechcialo nam sie odiedzac... nastepnie jedziemy do swiatyni lezacego Buddy, jednak zaraz po wejsciu jest jakas Awaria i zapadaja ciemnosci... swiatlo wraca na ok 30 sekund po czym gasnie na dobre, wyprowadzani przez straznika uzbrojonego w latarke opuszczamy swiatynie... ostatni punkt w Bago to swiatynia Siedzacego Buddy, ktorego wielkosc jest imponujaca, jednak zebractwo i brod jaki widzimy w samej swiatyni skutecznie nas zniecheca...
Bago zdecydowanie nas nie powalilo, po raz pierwszy spotkalismy w Birmie ludzi nastawionych negatywnie do Bialych, swiatynie Brudne co sie nam nie zdazylo spotkac wszedzie indziej w Birmie... a moze to juz nasze zmeczenie wywarlo na nas takie odczucia?
Do Yangon wracamy przed polnoca, restauracje juz pozamykane, wiec zatrzymujemy sie przy sklepiku i kupujemy zupki z papierka ktore zjadamy w naszym hotelu... szkoda ze wizyta w Bago popsula nam dzisiaj nastroj, ale dzien byl Bardzo udany, wizyta na bazarze, uroczystosc na ktora nas zaproszono do wioski... te miejsca nie turystyczne to najciekawsze chwile spedzone w Birmie... a Bago ? Bylismy, widzielismy, nie chcemy tutaj wracac...