Rano zanosimy bagaże na recepcję do przechowania (lot mamy dopiero o godz. 22.15), więc cały dzień przed nami...
Wyruszamy na zwiedzanie zupełnie na luzie, nigdzie się nie śpieszymy, spacerkiem idziemy w kierunku placu Sultanahmet, czyli okolice Hagia Sofia i Błękitnego Meczetu, pierwszy punkt dzisiaj to Bazylika Cysternowa (wstęp 10 TL), jest to dawny zbiornik na wodę powstały około 532 roku. Nic w tym nie było by szczególnego gdyby nie fakt że sklepienie zbiornika podtrzymuje 336 starożytnych kolumn o wysokości 8 metrów, które są podświetlone ciepłym czerwonawym światłem, a wewnątrz bazyliki "zbiornika", rozbrzmiewają dźwięki muzyki klasycznej, dopasowane wyśmienicie do wystroju i klimatu jaki tutaj panuje... doznania są niemal metafizyczne... miejsce to jest niczym "wehikuł czasu", który przenosi nas w odległe czasy.. czasy starożytnego Bizancjum...
Opuszczając bazylikę cysternową, kierujemy się pieszo w stronę Nowego Meczetu, gdzie w końcu decydujemy się aby wsiąść w Tramwaj, i jechać do Pałacu Dolmabahce, który jest jednym z bardziej okazałych Pałaców Sułtana, na miejscu okazuje się że w poniedziałki jest zamknięte, więc, trochę zawiedzeni musimy obyć się smakiem... trudno zostanie na następny raz, tym bardziej że za rok planujemy podróż przez Turcję do Iranu...
Idąc wzdłuż nabrzeża Bosforu, docieramy do przystani gdzie wsiadamy w stateczek i płyniemy na Azjatycką stronę Istambułu, mijając malowniczą wysepkę z wieżą Maiden`s Tower, docieramy do nabrzeża Harem... już na pierwszy rzut oka widać różnicę, pomiędzy stroną Europejską i Azjatycką... większość kobiet ubrana jest w tradycyjny strój Muzułmański, co znowu jest rzadkością po stronie Europejskiej, ceny na straganach też typowo Azjatyckie, czyli np. porcja Kebabu kosztuje 1,5 TL, a po stronie Europejskiej 4 razy drożej... dzisiaj obiadek jemy tutaj .
Niestety po tej stronie Bosforu nie ma wiele ciekawych zabytków, więc wracamy do Europy; oczywiście stateczkiem, który dowozi nas w okolice Nowego Meczetu.
Kolejny punkt to oczywiście Wielki Bazar, gdzie na targu korzennym, kupujemy kilka rodzajów tureckiej herbaty, oraz tureckie pięknie zdobione filiżaneczki, bo tylko herbata pita w takich naczyniach, może w domu smakować w podobny sposób jak w Stambule... przypraw nie kupujemy bo mamy jeszcze spory zapas przywieziony w marcu z Indii...
Późnym popołudniem po raz kolejny zapuszczamy się na herbatkę i lody w okolice Błękitnego Meczetu, po czym spacerkiem, robiąc po drodze jeszcze drobne zakupy prezentów i pamiątek (kupiliśmy śliczną, ręcznie robioną wiszącą lampę - zdjęcie lampki poniżej, już zamontowanej u nas w domu).
Z hotelu bierzemy na lotnisko TAXI, za 30 TL, tak że na lotnisku jesteśmy o godz. 20.30... samolot nie ma opóźnienia więc w domu też powinniśmy być punktualnie...