Pobudka z poslizgiem... 7.40 Kamil wali do drzwi i nas budzi, poniewaz bylismy umowieni z kierowca Maichelem na wyjazd o 8.00, Auto przyjechalo po nas punktualnie... jednak zanim sie spakowalismy, zjedlismy sniadanie, wymeldowalismy z hotelu byla juz godz 9.00... godzinny poslizg...
Droga do INN WA byla meczaca ale i bardzo ekscytujaca, jedziemy zwykla szutowa droga w tumanach kurzu, kurz jest wszedzie... ale za to Auto jedzie przez male wioseczki, mijamy jakies wieksze miasto gdzie Michael staje w ogonku po paliwo a My ruszamy na spacer po miescie, wzbudzajac ogolne zainteresowanie... UFO wyladowalo w Birmie, wiec jest pospolite ruszenie... wzbudzamy sensacje wchodzac do typowego lokalnego baru po piwo... z butelka piwa stoimy na skraju drogi obserwujemy zycie miasta... a dokladniej to przejezdzajacy mieszkancy miasta obserwuja Nas... jednak Wszyscy bardzo mili i uprzejmi, machaja do nas usmiechaja sie... Ania ze swoimi 2 kolorowymi wlosami wzbudza pospolita sensacje... Myszka wiedziala kiedy przefarbowac wlosy... Auto zatankowane zajezdza pod lokal, i jedziemy dalej...
Pierwszy przystanek robimy w INN WA, trzeba tutaj wniesc oplate 10 USD za zwiedzanie zabytkow w regionie Mandalay, w INN WA znajduje sie BAGAYA MONASTERY, czyli Klasztor Buddyjski,wybudowany z drzewa tekowego i funkcjonujacy do dzisiaj, w szkole na terenie klasztoru przebywa dosc spora gromadka dzieciakow, przyszlych mnichow... sam klasztor srednio ciekawy... Echy i achy sie nie sypia...
Nastepnie z kilkoma przystankami pod zabytkowymi stupami i swiatyniami jedziemy pod klasztor MAHAR AUNG MYE BON SAN MONASTERY, klasztor jest pieknie zdobiony, otoczony zlotymi stupami, fotki wychodza naprawde cudne... Asia z Kamilem maja ciche chwile trzeba bedzie cos wykombinowac bo robi sie zbyt monotonnie a przez to - za bardzo CICHO... normalnie to ciagle ktos walnie jakas „Batute” czyli glupia gadka na porzadku dziennym, po czym zanosimy sie ciagle smiechem... wiec trzeba bedzie przywrocic stan rownowagi...