Dojeżdżając do Cancun pomyliliśmy zjazdy i wpakowaliśmy się do centrum miasta, ruch tutaj sporawy, zero turystów i infrastruktury turystycznej, widać że turyści tutaj trafiają prawdopodobnie tylko przez pomyłkę.Na jednym ze skrzyzowań pomyliłem się i żle wjechałem, zaraz pojawił się policjant, grożąc że zabierze mi Prawo Jazdy, chyba że mu dam łapówke 200 Pesos, nie miałem ochoty dyskutować tym bardziej że to nie jakaś wielka suma.
W hotelu czeka na nas już poznana rano hiszpanka Maria, razem z mężem Manolo, rano umówiliśmy się z nimi na wieczór na kolacyjkę, którą jemy właśnie w centrum Cancun w lokalnej jadłodajni, gdzie turyści na pewno nigdy nie trafiają… wszystko jest bardzo smaczne, mimo że nie podaje się sztućców i jemy rękoma, takie swojskie klimaty…mile mija nam czas na pogawędkach o życiu w Mexico, okazuje się że policja w tym kraju jest mocno powiązana z klanami mafijnymi i wszedzie trzeba dawać łapówki, o czym się dzisiaj przekonaliśmy, ale oprcz tego Yukatan ponoć jest dość bezpieczny, jeśli się nie zagląda tam gdzie nie trzeba.
Po kolacji podwozimy naszych hiszpanów pod ich dom i jedziemy do naszego hotelu, spać znów idziemy tradycyjnie po północy